Problemy Niemiec szansą na poprawę stosunków z Polską
Konrad Popławski
Z powierzchownego spojrzenia na Niemcy wyłania się kraj o potężnej gospodarce z niezwykle silnymi branżami przemysłowymi, który notuje od kilku lat najwyższą nadwyżkę handlową na świecie. Jednak jeśli zaczyna się analizować głębiej poszczególne czynniki, to można zauważyć coraz większe rysy na fundamentach niemieckiego wzrostu gospodarczego. Po niespełna dekadzie lat tłustych dla niemieckiej gospodarki może przyjść okres zawirowań i perturbacji. Niemcy, które przyzwyczaiły się do znakomitych wyników ekonomicznych, a także coraz pewniej czuły się w fotelu niekwestionowanego lidera UE, mogą same doświadczyć dużych problemów z dostosowaniem gospodarki do szybko zmieniającego się świata a przede wszystkim konsekwencji światowej fali protekcjonizmu, a przede wszystkim do skutków kryzysu demograficznego. Jednak paradoksalnie słabsze ekonomicznie i bardziej pokorne Niemcy mogą być bardziej otwarte na współpracę z Polską, która może stać się nieodzownym partnerem.
Niebezpieczna dla Niemiec polityka Trumpa
Największym zagrożeniem jest koniunktura międzynarodowa. W zasadzie gdzie nie spojrzeć na światową mapę, to piętrzą się ryzyka dla niemieckiego eksportu. Szczególnie polityka prezydenta Donalda Trumpa wprowadza wiele niepewności i przynosi pierwsze straty dla niemieckich koncernów. Na razie trwa zawieszenie broni w sporze handlowym między Brukselą a Waszyngtonem, jednak w przyszłym roku nie można wykluczyć, że na samochody z UE zostaną nałożone cła, ograniczając szacowaną obecnie na 0,5 mln sprzedaż niemieckich aut w USA. Niemcy dostali już odłamkami w starciu amerykańsko-chińskim. Część niemieckich samochodów jest eksportowana do Chin z fabryk w USA, w związku z czym zostały one obłożone wyższym cłem. Z tego powodu niektóre niemieckie koncerny zostały zmuszone do podwyższenia cen samochodów sprzedawanych w Chinach. Także wstępny zarys proponowanej reformy porozumienia NAFTA jest niekorzystny dla niemieckiej motoryzacji. W ramach reformy tego systemu zwiększony zostanie udział komponentów i części wyprodukowanych w państwach NAFTA w samochodach, które mają być zwolnione z ceł. Oznacza to ni mniej ni więcej, tylko że najcenniejsze komponenty aut, takie jak silniki czy skrzynie biegów sprzedawanych, nie będą mogły być produkowane w Niemczech i transportowane do Meksyku w celu ich zamontowania w samochodach, sprzedawanych następnie bezcłowo w Stanach Zjednoczonych. Zmniejszy się więc popyt na produkcję w Niemczech, gdyż niemieckie koncerny przeniosą większą niż dotychczas część produkcji do państw NAFTA. Ponadto w towarach, które będą bezcłowo sprzedawane na rynku amerykańskim, stawka godzinowa wypłacana pracownikom wzrośnie. Te działania zwiększą koszty produkcji niemieckich koncernów, które w znacznej mierze wykorzystywały Meksyk do taniej produkcji aut na rynek amerykański.
Nie są to jedyne działania prezydenta Trumpa będące przedmiotem troski prezesów niemieckich firm. Wycofanie się Amerykanów z porozumienia atomowego z Iranem postawiło niemieckie firmy przed koniecznością poniesienia strat związanych z wycofaniem się z lukratywnego rynku, który dla wielu z nich wydawał się doskonałym miejscem do ekspansji. Wiele z nich zaangażowało się na rynku irańskim licząc na odzyskanie silnej pozycji w tym kraju utraconej po wprowadzeniu sankcji na rzecz Chin. Kiedy jednak prezydent Trump postanowił zaostrzyć politykę wobec Teheranu, niemieckie firmy, takie jak Siemens czy Daimler podjęły decyzję o ograniczeniu działalności w tym kraju. Niemiecki rząd był bezradny, gdyż nie miał środków, które mogłyby zapobiec nałożeniu sankcji przez Waszyngton na niemieckie koncerny, które kontynuowałyby działalność na rynku irańskim. Według szacunków Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej ze względu na obostrzenia niemieckie eksport do Irany załamie się w tym roku o 1/3 do 2 mld euro.
Coraz więcej znaków zapytania także w innych regionach świata
Tym razem zbawieniem mogą się nie okazać rynki wschodzące. Państwa BRIC, które zapewniły wielu niemieckich przedsiębiorstwom przetrwanie w okresie pogorszenia koniunktury w strefie euro, przestają być nadzieją na sowite zyski. Chiny z atrakcyjnego rynku zbytu coraz bardziej przeradzają się w istotnego konkurenta Niemiec, gdyż ich ambicją jest szybki rozwój w tych dziedzinach, w których niemieckie firmy są liderami. Także w Rosji, którą niemieckie kręgi gospodarcze od lat postrzegały jako uśpionego giganta ekonomicznego z olbrzymim rynkiem zbytu, nie dojdzie do zasadniczej transformacji gospodarczej i uwolnienia potencjału wzrostu ekonomicznego. . Wprawdzie eksport Niemiec z tym krajem wzrósł w 2017 r. o 20%, ale jednocześnie wciąż jest o 1/3 niższy niż w rekordowym 2012 r.Także inne rozwijające się wcześniej rynki, takie jak Brazylia czy Indie nie będą w najbliższych latach poważnym silnikiem dla wzrostu niemieckiego eksportu. Eksport Niemiec do Brazylii w ostatnich kilku latach malał. Nieco lepiej wygląda sytuacja w Indiach, które od lat oferuje wiecznie niespełnione nadzieje wielkich zysków.
Coraz większe problemy niemieckiego eksportu na rynkach wschodzących nie są dziełem przypadku, lecz efektem coraz silniejszych w wielu nastrojów antyglobalizacyjnych. Już w zeszłorocznym dokumencie opracowanym przez kraje OECD podkreślano, że w coraz większej liczbie krajów narasta przekonanie, że na integracji światowej gospodarki korzyści odnoszą przede wszystkimi globalne koncerny a nie obywatele. Ta tendencja jest obecna także w Niemczech, gdzie za partie o charakterze antyglobalizacyjnym można uznać Alternatywę dla Niemiec i partię Lewicy.
W Europie niewiele lepiej
Jeśli więc rynki wschodzące nie będą rynkiem zbytu dla niemieckiego eksportu, to może chociaż Europa wróci na ścieżkę dynamicznego wzrostu. Jednak sytuacja europejskiej gospodarki jest daleka od stabilnej. Wielka Brytania w przyszłym roku wyjdzie z UE, przy czym coraz większe jest prawdopodobieństwo, że nie będzie to gentlemeńskie zakończenie wspólnego związku. Dla Niemiec będzie to oznaczać nie tylko pogorszenie warunków prowadzenia handlu z czwartym najważniejszym rynkiem eksportowym, ale też ważnego partnera technologicznego. Dużo większym problemem może być zachwianie równowagi politycznej wewnątrz UE, gdyż z UE wystąpi główny sojusznik Berlina w walce o zachowanie jak najbardziej wolnorynkowego modelu wspólnoty. Zapowiedzią tego są ograniczenia przepływu pracowników delegowanych, które stanowią pierwsze od lat zmniejszenie zakresu obowiązywania wspólnego rynku.
Sytuacja w strefie euro także jest daleka od rozwiązania. Spory między obozami państw Północy i Południa toczą się od lat a szansa na gruntowną reformę unii walutowej wciąż nie widać. Nie będzie nią z pewnością niemiecko-francuska propozycja utworzenia budżetu strefy euro. Nie dość, że będzie on dysponował ograniczonymi środkami, to jeszcze już dzień po ogłoszeniu propozycji szereg państw członkowskich unii walutowej wypowiedziało się sceptycznie co do możliwości jego ustanowienia. Rozmowy toczą się więc bez rezultatu od wielu lat, a sytuacja takich państw jak Grecja czy Włochy wciąż jest daleka od ustabilizowania.
Problemy wewnętrzne gospodarki Niemiec
Koniunktura na rynkach zagranicznych mogłaby nie być tak istotna dla niemieckiej gospodarki, gdyby nie jej znaczące uzależnienie do eksportu. Pomimo że Niemcy w zasadzie od końca II wojny światowej były światową potęgą handlową, jednak sytuacja ta nasiliła się jeszcze w ostatnich 15 latach. Modelem rozwojowym tego kraju stała się ekspansja zagraniczna, wspierana przez niskie tempo wzrostu płac.
Wydaje się, że wiele fundamentów tego modelu jest osłabionych. Problemem jest nie tylko dokąd eksportować, ale też co. Przełom technologiczny w kierunku technologii cyfrowych, którego jesteśmy obecnie świadkami, niesie liczne zagrożenia dla Niemiec. Wydaje, że obecnie rozwój technologii nie będzie się w dalszym ciągu opierać się na usprawnianiu poprzednich wersji produktów, w czym Niemcy byli mistrzami, ale wiele z nich trzeba będzie wymyślić na nowo. Przecież żadna z firm telefonów analogowych nie stała się potentatem w dziedzinie produkcji komórek. Podobnie niemieccy producenci inteligentnych maszyn i pojazdów autonomicznych mogą się stać tylko twórcą hardware’u, a lukratywny rynek software’u przypadnie ich konkurentom.
Innym problemem jest narastający problem braku wykwalifikowanych pracowników. Trwający już niemal od pół wieku ujemny przyrost naturalny doprowadził do tego, że Niemcy są obok Włochów najstarszym społeczeństwem w Europie. Przedstawiciele pracodawców szacują, że obecnie brakuje ponad miliona rąk do pracy, a tego problemu praktycznie nie rozwiązuje imigracja. Wg szacunków Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej 1/3 niemieckich zakładów ma problem obsadzeniem miejsc na praktykach, które są bramą do stania się specjalistą w niemieckich przemyśle. Ze względu nieelastyczność niemieckiego rynku pracy, na którym szansę na zatrudnienie na specjalistycznych stanowiskach mają pracownicy z certyfikatami ukończenia odpowiednich kursów w Niemczech, co jest trudne do osiągnięcia dla imigrantów nawet z bliskich kulturowo państw. Brak wykwalifikowanych pracowników nie tylko utrudni rozwój niemieckim firmom, których główną przewagą konkurencyjną była zawsze wysoka jakość kapitału ludzkiego. Będzie to także znaczącym obciążeniem dla systemu emerytalnego, który będzie musiał być dofinansowany bieżących wydatków budżetowych. W najbliższych latach wysokie emerytury zaczną dostawać ludzie z niezwykle licznego pokolenia powojennego wyżu demograficznego.
Do czego będzie Niemcom potrzebna Polska?
W tej dosyć pesymistycznej sytuacji z perspektywy niemieckiej gospodarki jest jeden region, który nie tylko nie sprawia problemów ekonomicznych, ale staje się isotnym wzmocnieniem potencjału ekonomicznego Niemiec. Dzisiaj wielu polityków niemieckich przyznaje się w kuluarowych rozmowach do tego, że jednym z głównych celów przyjęcia Europy Środkowej do UE była chęć zintegrowania regionu z Niemcami i neutralizacji ewentualnych obaw antyniemieckich, którego rezultatem mogła być bliższa współpraca z Francją czy Wielką Brytanią. Niemieckie elity nie traktowały natomiast Polski, Czech, Słowacji czy Węgier jako istotnego wzmocnienia potencjału własnej gospodarki, poza stworzeniem sobie miejsca do taniej produkcji towarów. Takie myślenie w zasadzie dominowało do okresu kryzysu strefy euro, gdyż okazało się, że do państwa Europy Zachodniej mogą być źródłem problemów i zagrożeń dla Niemiec, natomiast fundamenty państw Grupy Wyszehradzkiej, poza przejściowymi problemami Węgier, okazały się nie tylko trwałe. Kraje te utrzymały nawet w kryzysie zdolność do odrabiania zaległości w stosunku do zachodu. Ta stabilność była zaś rezultatem wysokiej konkurencyjność międzynarodowej, a także komplementarności z niemiecką gospodarką. Wiele producentów motoryzacyjnych szczególnie z Niemiec było w stanie produkować swoje auta m. in. w Polsce po dużo niższych kosztach niż na zachodzie bez strat na jakości. Stąd też Europa Środkowa była coraz częściej określana przez niemieckich ekspertów jako przedłużony warsztat, jako swoiste zaplecze przemysłowe Niemiec.
W obliczu coraz większych problemów zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz Niemiec państwa Europy Środkowej stają się dla Niemiec coraz cenniejszym sojusznikiem. Nie tylko charakteryzują się one stabilnością polityczną a ekonomiczną w przeciwieństwie do targanych problemami państw południa UE. Europa Środkowa charakteryzuje się też przywiązaniem do niskiego zadłużenia finansów publicznych, a także preferuje wolnorynkowe rozwiązania w dziedzinie gospodarki, a więc może być języczkiem u wagi w debatach UE po wyjściu Wielkiej Brytanii. Niedocenianym jak na razie aspektem, który może zdecydować o kierunku rozwoju przyszłości stosunków szczególnie Polski z Niemcami są kwestie edukacyjne. Mało kto spośród polskich ekspertów dostrzega, jak silną pozycję zajmują Polska w testach PISA. Polscy uczniowie osiągają 17 wynik na świecie w zdolnościach matematycznych (za 16. Niemcami, ale przed 26. Francją i 27. Wielką Brytanią i 28, Czechami), 13. miejsce na świecie w czytaniu (Niemcy – 11, Francja – 19, Wielka Brytania 22, Czechy – 30) i 22. w naukach przyrodniczych (Niemcy – 16, Wielka Brytania -15, Francja – 27, Czechy -28). Rezultaty te świadczą o tym, że Polska będzie dysponować kapitałem ludzkim o prawie najwyższym poziomie edukacji w Europie, w momencie gdy niemiecka gospodarka będzie się zmagać z problemami demograficznymi, a także wyzwaniami technologicznymi.
Wskazane zależności prowadzą do fundamentalnego pytania dotyczącego charakteru relacji gospodarek Polski i Niemiec. Albo bowiem Niemcy będą w stanie zaproponować Polsce takie warunki współpracy technologicznej, z której będzie ona wynosić adekwatne korzyści, stając się nie tylko przedłużeniem niemieckiego warsztatu, ale także niemieckich centrów badawczych. Albo też polskie elity zdecydują się na wariant bardziej niezależnego rozwoju i stworzą odpowiednie bodźce dla współpracy biznesu i nauki, a także między samymi przedsiębiorstwami, aby móc sprzedawać Niemcom produkty pod własnymi markami.