Polityka musi być oparta na wiedzy – wywiad z Andrzejem Sadowskim

Andrzej Sadowski (ur. 1963) założyciel i wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha – Pierwszego Niezależnego Instytutu w Polsce (1989), jeden z założycieli Zespołu Badań nad Myślą Konserwatywną i Liberalną na Uniwersytecie Warszawskim (1984-1989). Współzałożyciel i członek zarządu Towarzystwa Gospodarczego w Warszawie (1986–1989). Jeden z założycieli (1996) i członek Zarządu Transparency International Polska (do 2003). Członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP (2009-2010 i od 2015). Członek Rady Naukowej Ośrodka Badań nad Przedsiębiorczością Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. W 2014 roku odznaczony przez Prezydenta Rzeczpospolitej Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za propagowanie przedsiębiorczości.

Maciej Chudkiewicz: Ile powinno być państwa, biznesu, a ile innych instytucji w gospodarce?

Andrzej Sadowski: Trzeba zadać inne pytanie: gdzie jest granica dla władzy rządu i państwa? Konstytucje na świecie tworzone były dla ochrony obywatela  przed władzą i stawiały granicę, której  władza przekroczyć nie powinna.

M.Ch.: Jakiej w takim razie odpowiedzi udzieliłby pan na tak postawione?

A.S.: Skoro nawet w czasie prowadzonej wojny rządom nie można robić wszystkiego,  to tym bardziej w czasie pokoju. Lista z dopuszczoną ingerencją rządu w naszą wolność musi mieć charakter zamknięty. Lista może być krótsza lub dłuższa, ale zamknięta.

M.Ch.: A jakby Pan do tego podszedł?

A.S.: Ksiądz Józef Tischner powiedział, że nie potrzeba nam innej władzy poza strażą pożarną.

 

Spekulacyjny krach na rynkach finansowych roku 2008 był rezultatem wcześniejszej interwencji władz USA w rynek kredytowy. Nie da się, ani administracyjnie stworzyć bogactwa.

 

M.Ch.: To zapytam inaczej: co dzisiaj współczesny liberalizm może zaproponować gospodarce? Wiele osób, z tzw. drugiej strony sporu gospodarczego twierdzi, zwłaszcza po kryzysie z 2008 r., że liberalizm czy może neoliberalizm po prostu się skończył. A może koncepcje liberalne nadal są ważne tylko trzeba na nie inaczej patrzeć?

A.S.: Alan Greenspan po 2008 roku wyjawił co naprawdę stało się. Przyznał, wraz z mu podobnymi chciał administracyjnie stworzyć więcej klasy średniej. Ustawowo zmuszono instytucje finansowe, aby 30 proc. puli kredytów udzielały osobom bez zdolności do spłacenia zobowiązań. Jak mawiał Stefan Kisielewski „Kisiel” oceniając socjalizm, że to nie kryzys, to rezultat. Spekulacyjny krach na rynkach finansowych roku 2008 był rezultatem wcześniejszej interwencji  władz USA w rynek kredytowy. Nie da się, ani administracyjnie stworzyć bogactwa, ani też zagarniając je przemocą. Jak to się ma do klasyki myśli liberalnej i Adama Smitha z „Bogactwem narodów” i „Teorią uczuć moralnych”, czy Johna Locka i „Dwoma traktatami o rządzie”? Kiedy Adam Smith pisał „Bogactwo narodów” „free trade” określano przemyt. Władza tak regulowała wymianę handlową, że pozostawał tylko przemyt. David Ricardo zauważył, że jeśli towary nie będą przekraczały granic to będą to robiły armie. Trwałe bogactwo pochodzi z pracy, a nie ze spekulacji, czy rozdawania pieniędzy.

M.Ch.: Skoro tyle się zmieniło od czasu, kiedy Adam Smith pisał jedno ze swoich największych dzieł, to co dzisiaj możemy zrobić? Skoro „free trade” to już nie jest przemyt ale legalna działalność na bardzo wielu obszarów i czasem też nieoclona. Czy w związku z tym koncepcje liberalne są na tyle potrzebne, żeby je wciąż promować, trzeba o nie walczyć i o nich mówić? Czy to jest już taka oczywista oczywistość?

A.S.: To jest pytanie czy chcemy żyć wolni czy nie. Wolność ma wiele wymiarów. Oto część obywateli Szwajcarii walczy o wolność organizując referendum w sprawie prawdziwego pieniądza. Chcą mieć prawdziwy pieniądz, który będzie gwarancją ich wolność i własności.

M.Ch.: Co jeszcze możemy powiedzieć o ideach wolnościowych, o których należy i warto pamiętać, o których powinien pamiętać polski premier, ktokolwiek by nim nie był?

A.S.: Dla obu stron politycznej barykady bohaterem jest „Konstytucja”. W jej obronie organizowane są demonstracje. Ale nie słyszę w tych sporach, dyskusjach ani w pokazywaniu, że istota konstytucji to gwarancja praw dla jednostki i ograniczenie dla władzy. Polacy są pionierami w stawianiu granic dla władzy i walki o gwarancje dla wolności osobistych. Nasze doświadczenia i dokonania zauważono i zastosowano nawet w Ameryce. Badacze amerykańskiej konstytucji piszą o  polskim w niej śladzie. Czy którakolwiek z oficjalnych stron „sporu o konstytucję” nawiązuje do polskich wolnościowych i republikańskich  tradycji?  W obecnej Konstytucji Polski nie ma realnych granic dla obrony wolności i własności obywatela. Ich brak pozwala m.in.na renacjonalizację. Rządy przejmują prywatne przedsiębiorstwa wykorzystując narzędzia rynkowe poprzez giełdę i zamienią je na państwowe lub zależne. Konstytucja pozwala też na przywrócenie systemu monopartyjnego. Wystarczy ustalić wysoki próg wyborczy.

M.Ch.: Ale czy gdyby państwo nie interweniowało na rynku, to nie dopuści do tego, że inne bardzo silne podmioty będą przejmować te słabsze? A więc polski kapitał nie będzie w stanie na tym rynku się odnaleźć i zbudować swojej siły, bo np. będzie blokowany?

A.S.: Jeden z sędziów Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych zauważył, że władza nakładania podatków jest władzą niszczenia, dlatego musi być ograniczona. Nasi przodkowie wywalczyli prawo kontroli władzy, że bez ich zgody (warto zwrócić uwagę, że ok. 10 proc. obywateli Rzeczpospolitej Polski miało prawa wyborcze, co nie miało miejsca we Francja nawet w końcu XIX wieku), nie można było nakładać nowych podatków. Dzisiaj w Polsce, mimo że mamy konstytucję, podatki nakładają urzędnicy. Wybieramy kolejne parlamenty i rządy, które jak tylko zostaną wybrane to podnoszą nam podatki bez naszej wcześniejszej wyborczej zgody i głównie nam. Międzynarodowe korporacje mają w Polsce prawdziwy raj podatkowy. Na Cyprze czy Malcie musiałyby zapłacić kilka procent. W Polsce zgodnie z prawem i obowiązującym systemem nawet tego. O jakiej w takim razie interwencji polskich rządów mówimy?  Władze interweniują, ale w działalność polskich przedsiębiorców. Rozdają ich i nasze pieniądze korporacjom. Rasizm ekonomiczny polegający na przywilejach dla firm z zagranicy opłacanych przez dyskryminowane polskie firmy trwa od Polski międzywojennej. Warto przypomnieć dlaczego tak łatwo udało się zdemontować demokrację w II Rzeczpospolitej. Profesor Adam Krzyżanowski zauważył, ze skoro upaństwowiono życie gospodarcze to łatwo było – pozbawiając obywateli aktywności gospodarczej – na końcu obalić papierową konstytucję, bo nie chroniła ona już części praw.

 

Rasizm ekonomiczny polegający na przywilejach dla firm z zagranicy opłacanych przez dyskryminowane polskie firmy trwa od Polski międzywojennej.

 

M.Ch.: Czy członkostwo Polski w Unii Europejskiej ma sens? Zmierzam tym pytaniem do tego, że nasza obecność w UE w pewnej mierze nas ogranicza – podpisujemy jakiś traktat, zobowiązujemy się do jakiejś rzeczy. Czy może nie ma w ogóle sensu nad tym dyskutować, bo to jest nasza dziejowa sprawiedliwość, szansa?

A.S.: Unia z 2018 roku jest inną Unią, niż ta z 2004. Szyld tylko jest ten sam. W 2004 roku Unia deklarowała równy dostęp do rynku pracy, kapitału, swobodnego przepływu towarów itd. Dziś stara część Unii walczy z Polską, aby administracyjnie ograniczać konkurencję naszych przedsiębiorców. Wolny rynek był podstawą dla europejskiej integracji i przyjętej w 2000 roku Strategii Lizbońskiej. Dzięki niej Unia miała być gospodarczo bardziej konkurencyjna i rozwinięta niż USA po zredukowaniu biurokracji i utrudnień dla przedsiębiorczości. Po jej porzuceniu jest dziś jedną z miar zacofania Unii nie tylko wobec USA ale coraz częściej krajów azjatyckich.

 

Dziś stara część Unii walczy z Polską, aby administracyjnie ograniczać konkurencję naszych przedsiębiorców. Wolny rynek był podstawą dla europejskiej integracji i przyjętej w 2000 roku Strategii Lizbońskiej.

 

M.Ch.: A czy przyjęcie Euro przez Polskę to byłby dobry ruch czy, jednak lepsze jest trzymanie własnej waluty dopóki jest to możliwe?

A.S.: Bez znaczenia. Zarówno dla nas, jak i dla samej Europy. Z tego względu, że bogactwo nie pochodzi ze zmiany farby na banknotach, którymi płacimy. Wprowadzenie euro argumentowano, że jest narzędziem odgórnej integracji przede wszystkim politycznej a nie ekonomicznej. Mimo wprowadzenia euro towary ciągle nie przekraczają tak swobodnie granic Unii jak ludzie, którzy mają euro w kieszeni. W raporcie Komisji Europejskiej z okazji kolejnej rocznicy wprowadzenia euro można przeczytać, że jego przyjęcie było sukcesem ale wyłącznie politycznym. Kraje, które przyjęły euro miały spadek wzrostu gospodarczego i wzrost bezrobocia. Nawet Irlandia tego doświadczyła. W raporcie NBP z 2004 roku o korzyściach z przyjęcia euro był argument, że od samej zmiany koloru farby na banknocie w Polsce będzie większy wzrost gospodarczy. Później argumentowano, że przyjęcie euro uporządkuje samo z siebie stan finansów publicznych Polski. Euro ani w Grecji, ani w innym kraju nie uporządkowało finansów publicznych, ani nie spowodowało większego wzrostu gospodarczego.

M.Ch.: Ale pojawiają się takie głosy, które mówią, że to właśnie Grecja była takim wyjątkiem. Są argumenty po obu stronach, jedni mówią, że przy wprowadzeniu euro ryzyko kursowe spadnie, a drudzy, że po wejściu do strefy euro nie możemy zdewaluować własnej waluty, bo zagrozimy własnym eksporterom.

A.S.: Gdyby było euro w Polsce, to jakie ma wtedy znaczenie, czy za euro sprzedaje się we własnym kraju, czy do sąsiada, który ma też euro? Sprzedaż to sprzedaż, ważne jest aby była z zyskiem. Ryzyka kursowego zniknie tylko wobec jednej waluty, ale zostaje wobec innych. Handlujemy nie tylko z strefą euro. Eksporterzy to nie jest cała polska gospodarka.

 

Od jakiegoś czasu postuluję, że to nie gospodarka powinna być oparta na wiedzy, bo zawsze była, tylko polityka musi być oparta na wiedzy.

 

M.Ch.: Rozmawiamy o granicach. A czy państwo może wspierać jakieś sektory gospodarki, może wybierać, powiedzieć, jak przy elektromobilność, że rozwijamy się, ale ten sektor ma trochę łatwiej?

A.S.: Od jakiegoś czasu postuluję, że to nie gospodarka powinna być oparta na wiedzy, bo zawsze była, tylko polityka musi być oparta na wiedzy. Nie sposób ignorować doświadczeń z innych krajów, gdzie wprowadzano określone rozwiązania, których wyniki są widoczne gołym okiem i w dodatku zostały naukowo przebadane. W jednym z państw, w którym w latach w połowie XX wieku PKB na głowę wynosiło nieznacznie powyżej czterysta dolarów na głowę, a my mieliśmy wtedy ponad trzy tysiące dolarów,  teraz jest 90 tysięcy, a w Polsce trzydzieści kilka tysięcy dolarów. Co takiego u nich stało się, że nas wyprzedzili o kilka długości? Przywódca tego kraju zapytany o to jakie kompetencje trzeba mieć do rządzenia, odpowiedział, że wyłącznie moralne. Kompetencja moralna pozwala na wybór tego rozwiązania i doświadczenia z innych krajów, które pozwala szybciej i skuteczniej budować dobrobyt obywateli. Dlatego uważam, że polityka powinna być oparta przynajmniej na wiedzy, jeżeli kompetencje moralne są dla polityków nie do osiągnięcia.

 

Znakomitym przykładem  tzw. przedsiębiorczego państwa i jego większą skuteczność, niż prywatnego przedsiębiorcy jest Japonia i Korea Południowa. W Japonii, po okupacji amerykańskiej powstał specjalne ministerstwo MITI, które miało projektować rozwój na dziesiątki lat. W wyniku tej inżynierii gospodarczej rząd Japonii skazał przemysł samochodowy na marginalizację. Japońskie samochody nigdy nie miały być produktem eksportowym. Ministerstwo MITI prowadziło bezpardonową walkę z panami Toyodą, Hondą i innymi przemysłowcami japońskimi, którzy mieli takie marzenie, żeby produkować samochody. Zrealizowali je walcząc z własnym rządem, który lepiej wiedział jaki rozwój jest dla nich „najlepszy”. Japońskie samochody uchodzą na świecie za jedne z najlepszych. Która kompetencja jest zdrowsza nie tylko moralnie, ale ekonomicznie? Czy urzędników od projektowania nam przyszłości, którzy nie ponoszą ryzyka za decyzje, czy przedsiębiorców, którzy ryzykowali swój i powierzony majątek innych aby dawać to, co najlepsze dla obywatela? W Korei Południowej zaś największa firma technologiczna tego kraju sama z siebie poprosiła o zdjęcie ochrony rządu, bo przeszkadza im to im w konkurencji z Apple. Amerykańska firma zyskała przewagę nie dlatego, że rząd ją intensywnie wspierał, ale dlatego, że korzystała z większej wolności niż w Korei. Rozwój tego kraju był „finansowany z  biednych ludzi”. Ekspansja czeboli, czyli wielkich koncernów Korei Południowej była kosztem obniżenia poziomu życia zwykłych obywateli. Pieniądze władza rozdawała po uznaniu za łapówki a nie z  racjonalności ekonomicznej. Stąd bankructwa czeboli i nieprawdopodobny poziom skorumpowania elit politycznych.  W tym roku byłą prezydent Korei Południowej Park Geun Hie skazano na 24 lata więzienia za nadużycie władzy, korupcję i wymuszenia. To jest prawdziwe oblicze rządów interwencjonizmu i etatyzmu, które gloryfikuje się jako przedsiębiorcze państwo.

 

Główny postulat raportu był taki, że konkurencyjność naszego kraju zależy od zwiększenia pieniędzy na naukę i badania. Podobne twierdzenia pamiętam jeszcze z czasów Polski Ludowej.

 

M.Ch.: Czyli państwo samo nie powinno ingerować? A we współpracy z biznesem?

A.S.: Przez jednego z Prezydentów Rzeczpospolitej Polskiej zostałem zaproszony do panelu eksperckiego, żeby skomentować raport dotyczący konkurencyjności polskiej gospodarki. Główny postulat raportu był taki, że konkurencyjność naszego kraju zależy od zwiększenia pieniędzy na naukę i badania. Podobne twierdzenia pamiętam jeszcze z czasów Polski Ludowej.  Z tego by wynikało, że jej niska konkurencyjność i w rezultacie upadek był spowodowany niewystarczającymi inwestycjami w naukę. A można było zaobserwować coś zgoła innego. Obok nas żył naród, który miał tych samych poetów, kompozytorów i ten sam język ale pracował w dwóch różnych systemach. Po jednej stronie granicy  produkowano Mercedesy, a po drugiej Trabanty. Kiedy zlikwidowano granicę okazało się, że nikt nie potrzebuje Trabantów. Hernando de Soto badający przyczyny biedy zauważył w „Innym Szlaku”, że ludzie na świecie, są tacy sami. Tak samo chcą cieszyć się życiem, pracują, zakładają rodziny ale to, co powoduje różnicę w efektach ich pracy i poziomie ich dobrobytu to ład instytucjonalny-prawny, czyli jakość prawa, podatków i instytucji. Mówiąc wprost – jakość rządzenia.

 

Przepisy w Polsce spowolniają inwestycje i aktywność gospodarczą. Polskę można dzisiaj porównać do strefy sejsmicznej. W takiej strefie nie prowadzi się nadmiernej aktywności gospodarczej, czy inwestycyjnej. W Polsce co dwa dni zmieniane są przepisy podatkowe oraz ich interpretacja, jak wynika z badań Grant Thornton.

 

W Polsce mamy złe rządzenie, które spowalnia nasz rozwój i obniża poziom dobrostanu. Sam premier raczył zauważyć dwa lata temu, że polski przedsiębiorca w ciągu roku na obsługę podatkową musi zużywać 270 godzin, a jego kolega ze Estonii 150 godzin. O dwie godziny tygodniowo polski przedsiębiorca przegrywa. Zamiast poświęcić ten czas rodzinie, rozwojowi firmy mitręży go w biurokratycznym poddaństwie gorszego systemu. Jego jakość naszego systemu zależy w pierwszej kolejności od rządu i parlamentu w Warszawie. Wielokrotnie brałem udział w prezentacjach raportów OECD dotyczących Polski. Sekretarze generalni tej organizacji przed obliczami najwyższych władz naszego państwa  za każdym razem powtarzali wniosek z wcześniejszych edycji raportu.  Gdyby polskie rządy wprowadził najniższy możliwy poziom regulacji tak, jak jest w innych krajach UE, to z tego tytułu, nawet bez pieniędzy unijnych i jakichkolwiek nowych inwestycji, miałyby o kilka procent wyższy wzrost gospodarczy. Przepisy w Polsce spowolniają inwestycje i aktywność gospodarczą. Polskę można dzisiaj porównać do strefy sejsmicznej. W takiej strefie nie prowadzi się nadmiernej aktywności gospodarczej, czy inwestycyjnej. W Polsce co dwa  dni zmieniane są przepisy podatkowe oraz ich interpretacja jak wynika z badań Grant Thornton. Jak zatem można prowadzić inwestycje na lata? Jedna z amerykańskich firmy zapytana dlaczego nie inwestuje w Polsce odpowiedziała, że tak częstej zmiany przepisów nie da się wpisać w arkuszu kalkulacyjnym jako ryzyka, którą i bez tego jest każda inwestycja. Skoro można było wyprowadzić armię ZSRR z Polski to tym bardziej można zmienić szkodliwe przepisy.

M.Ch.: Prezes Maspeksu w rozmowie z nami także wspomina o tych obciążeniach prawnych oraz, że powstają ogromne regulacje prawne, których nikt nie czyta, wychodząc z założenia, że jakoś to będzie. I jakoś to jest. Brzmi zabawnie, ale to jest właśnie istota tego, o czym pan teraz mówi.

A.S.: Gdyby polski przedsiębiorca lub kandydat na niego przeczytał tylko kodeks pracy to nie podjąłby pracy. Na szczęście dla niego i Polski nie wie chociażby tego, że aby zgodnie z przepisami pracować na komputerze w swoim domu musi mieć ukończony kurs. Przyłapany na pracy z komputerem bez kursu zostanie ukarany grzywną. Mamy rezultat braku granicy, że władzy jednak wszystkiego nie można.

 

Gdyby polski przedsiębiorca lub kandydat na niego przeczytał tylko Kodeks pracy to nie podjąłby działalności.

 

M.Ch.: Porozmawiajmy teraz o podatkach. Liniowy, progresywny? Co by Pan rekomendował?

A.S.: Nie ma dobrych podatków, są tylko mniej złe jak zauważył Jean Baptista Say. Ważniejsza jest granica naszej wolności dysponowania owocami naszej pracy. Ile ze swojej pracy mam oddawać rządowi, który nie ma własnych pieniędzy? Czy my sami nie zadbamy o siebie lepiej, niż urzędnicy pracujący do godziny 16? Czy nie pomagamy sobie w potrzebie bez udziału rządu, co pokazuje niezwykła nasza ofiarność? Od wielu lat proponujemy, żeby znieść podatkową dyskryminację miłosierdzia w Polsce jak w Czechach. Zlikwidowano tam opodatkowanie dobroczynnych smsów i więcej ludzi zaangażowało się w pomoc, zwłaszcza wśród młodego pokolenia, które chętnie dzieli się nawet tym co ma.  Jakim prawem rząd zabiera prawie jedną czwartą z tego co dajemy potrzebującym? Takie prawo to nie prawo, bo nie ma nic wspólnego z moralnością i sprawiedliwością.

M.Ch.: Czyli liniowy?

A.S.: W Polsce Ludowej tylko nieliczni mieli swoją teczkę na policji politycznej. Sama musiała o nas zbierać informacje lub wyręczać się tajnymi współpracownikami, którzy pisali donosy. W Polsce demokratycznej każdy ma swoją teczkę w urzędzie skarbowym i sam na siebie musi pisać pod groźbą grzywny donos w postaci zeznania podatkowego i dostarczać zaświadczenia, rachunki, dokumenty etc. Podatki już nie służą do zapewnienia wpływów do budżetu, tylko do kontroli obywateli, zwłaszcza podatki dochodowe, które w dodatku są nieefektywne. Jeżeli mówimy o polityce opartej na wiedzy to ministerstwo finansów nie od dziś wie jak mało efektywne są podatki dochodowe jak PIT i CIT. Od 2004 kolejnym rządom przedstawiamy swój projekt zmiany systemu podatkowego, którego niektóre z rozwiązań jak jak likwidacja właśnie PIT i CIT zyskują z każdym rokiem coraz większe poparcie nawet wśród polityków.

M.Ch.: Czy Polska po 1989 roku rozwinęła się, jak trzeba? Jak pan ocenia przemiany, których dokonaliśmy jako państwo?

A.S.: W Polsce dokonała się kontrrewolucja straganów i zmiana systemu gospodarczego na rynkowy, zanim miał miejsce Okrągły Stół. Kontrrewolucja straganów, polegała na tym, że dzięki przywróceniu wolności gospodarczej za sprawą Ustawy Wilczka w Polsce powstało około 2 milionów prywatnych przedsiębiorstw. Profesor Paweł Glikman z Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN zbadał, że w ciągu pierwszych lat 90 ubiegłego wieku stworzyły blisko 6 milionów miejsc pracy. Ci straganiarze, ten plankton gospodarczy, jak określał ich Krzysztof Dzierżawski, uratowali w Polsce demokrację. Masowo zwalniani z państwowych fabryk pracownicy nie wyszli tak masowo na ulice jak w Rumunii, w której doszło w ten sposób do powrotu do władzy postkomunistów. Znaleźli pracę w powstających jak grzyby po deszczu prywatnych firmach. To była spontaniczna oddolna prywatyzacja polskiej gospodarki. W Polsce były wówczas dwie prywatyzacje. Oddolna w której powstawały miejsc pracy oraz prywatyzacja odgórna, prowadzona przez rządy, która je likwidowała. Nie było wówczas outplacementu. Zakłady zamykano, a ludzi wypychano na ulicę.

 

Państwo jest niekompatybilne z naszymi osiągnięciami i marzeniami. Zamiast zmienić państwo i jego instytucje rządzący zmieniają gospodarkę.

 

M.Ch.: A dzisiaj mówi się, że te małe firmy to jest balast dla kraju. Są mało innowacyjne, mało płacą pracownikom, nie mogą eksportować, bo w zasadzie nie maja czego.

A.S.: Fakty. Mikro, małe i średnie  firmy tworzę blisko 70 proc. PKB w Polsce. Ale większość tych prawie 70 proc. tworzą mikrofirmy. Polska stoi na mikro i małych przedsiębiorstwach, nawet nie na średnich. Nie są w stanie się szybciej i dalej rozwijać, bo obciążenia administracyjne  i podatkowe są niewspółmierne do skali ich działania i możliwości. W Wielkiej Brytanii mała firma płaci ZUSu w ciągu roku tyle ile taka sama mała firma w Polsce tylko w jednym miesiącu. Odpowiedzi dlaczego tak jest są zawarte w wielu raportach, w tym rządowych. Rozwój tych firm jest blokowany przepisami, a nie możliwościami i chęcią do pracy polskich przedsiębiorców. W dodatku władze namawiają ich do łamania przepisów. W imię nowej urzędowej religii zwanej innowacyjnością, zachęca się ich do zakładania firm garażowych, czyli tzw. startupów. Polska demokratyczna utrzymała jednak przepisy, które w Polsce Ludowej zakazywały wykorzystywanie własnych garaży przez prywatną przedsiębiorczość. Jeżeli ktoś uruchamia startupa w garażu bez zezwolenia w tym miejscu to może być bezterminowo ściganym w przeciwieństwie do popełnienia morderstwa, które przedawnia się po 25 latach. Jeżeli rządy nie zmieniły przepisów, nie tylko w tym obszarze, to nich nie dziwią się, że nie ma eksplozji startupów i innowacyjności. Mamy system odporny na wiedzę i doświadczenie. Administracja o sprawności co najwyżej silnika parowego chce „pomagać” firmom zajmujących się programami kosmicznymi. Państwo jest niekompatybilne z naszymi osiągnięciami i marzeniami. Zamiast zmienić państwo i jego instytucje rządzący zmieniają gospodarkę.

Publikacja finansowana w ramach programu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego pod nazwą „DIALOG” w latach 2017–2019

Wpisz swój adres email

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celu przesyłania informacji o aktualnościach, projektach oraz innych informacji o charakterze marketingowym lub edukacyjnym, na zasadach określonych Polityką Prywatności.

 

Newsletter

Zapisz się do newslettera, by otrzymywać najważniejsze wiadomości od Instytutu Wolności

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celu przesyłania informacji o aktualnościach, projektach oraz innych informacji o charakterze marketingowym lub edukacyjnym, na zasadach określonych Polityką Prywatności.

 

Newsletter

If you wish to sign up for a newsletter, please provide your details

I hereby agree for processing my personal data in order to send information about news, projects and other marketing or educational information, on the terms set out in the Privacy Policy.

 

I hereby agree for processing my personal data in order to send information about news, projects and other marketing or educational information, on the terms set out in the Privacy Policy.

 

Ich erkläre mein Einverständnis zur Verarbeitung meiner persönlichen Daten zum Zweck der Benachrichtigung über aktuelle Dinge,Projekte sowie andere Informationen mit Marketing- oder Bildungscharakter gemäß den Grundsätzen der Datenschutzerklärung.