O trzech głównych aspektach reparacji wojennych
Łukasz Warzecha
Temat reparacji za szkody wojenne od Niemiec ma z polskiego punktu widzenia trzy aspekty. Pierwszy to aspekt etyczny i historyczny. Drugi – aspekt polityczny (dotyczący polityki wewnętrznej). Trzeci – aspekt prawny. Ten pierwszy napędza ten drugi i odwrotnie, natomiast ten trzeci jest najczęściej pomijany.
W aspekcie historycznym i etycznym istnieje w Polsce powszechne raczej przekonanie, że reparacje (lub jakaś forma odszkodowania, bo ścisłe pojęcia prawnomiędzynarodowe nie są oczywiście częścią popularnego obrazu problemu) nam się należą, a to, co uzyskaliśmy, w żaden sposób nie wyrównuje krzywd narodu polskiego. Na to nakłada się również powszechna świadomość rozmiaru tych krzywd (właściwie każda polska rodzina ma w swojej najnowszej historii kogoś, kto został dotknięty przez II wojnę światową, w wielu przypadkach mowa o ludziach, którzy padli ofiarą któregoś z dwóch zbrodniczych reżimów – niemieckiego lub sowieckiego) skontrastowana z ocenami polskiej roli podczas wojny, uznawanymi słusznie za niesprawiedliwe, a nawet wprost kłamliwe, pojawiającymi się w zagranicznych mediach, w tym również niemieckich.
Jeśli nie zrozumie się, że w Polsce historia najnowsza jest częścią powszechnej świadomości i przenika całe życie publiczne, nie zrozumie się i tego aspektu dyskusji o reparacjach.
Tu pojawia się aspekt polityczny. Obecna władza, szukając negatywnego punktu odniesienia w polityce międzynarodowej i traktując ją w dużej mierze jako narzędzie polityki wewnętrznej, postawiła na Niemcy. To one stały się głównym chłopcem do bicia. Naturalne więc było, że – wykorzystując wspomniany sentyment – PiS sięgnie po temat reparacji.
Tu jednak trzeba wyraźnie odróżnić poszczególne wątki tego tematu. Na poziomie rządu oraz kierownictwa PiS temat reparacji bywa dziś wspominany, ale rzadko i bez szczegółów, wyłącznie na poziomie bardzo ogólnej deklaracji politycznej. Inną kwestią jest indywidualna działalność posła PiS Arkadiusza Mularczyka, który z problemu reparacji uczynił prywatny wehikuł polityczny. Modus operandi tego konkretnego polityka jest charakterystyczne. Po pierwsze – wygłasza on w tej sprawie bardzo daleko idące i bardzo buńczuczne deklaracje. Po drugie – nigdy nie wyjaśnia i nie klaruje aspektu prawnego ubiegania się o reparacje, w tej mierze pozostając na poziomie braku konkretów i ogólników. Po trzecie – nie bierze udziału w poświęconych temu problemowi naukowych konferencjach czy seminariach. Przygotowywane pod jego egidą materiały na temat problemu były bardzo słabej jakości. Oczekiwany raport o całości polskich strat wciąż nie ujrzał światła dziennego. W połowie maja poseł Mularczyk deklarował, że raport będzie gotowy lada chwila. To samo powtarzał miesiąc później. Niewykluczone, że pojawi się on w takim momencie, aby wspomóc posła w jego kampanii wyborczej jesienią.
Trudno powiedzieć, do jakiego stopnia działania posła są akceptowane lub nawet wspierane po cichu przez kierownictwo PiS, które traktowałoby go wówczas jak typowego harcownika politycznego (funkcja w demokratycznych systemach często spotykana), a do jakiego stopnia jest to jego własna inicjatywa, realizowana jedynie bez sprzeciwu ze strony kierownictwa PiS.
Jedno można stwierdzić na pewno: poprzez nieustanne podgrzewanie tematu reparacji przy całkowitym ignorowaniu aspektu prawnego i pracy specjalistów w dziedzinie prawa międzynarodowego oraz historii relacji dyplomatycznych, poseł Mularczyk bardziej szkodzi niż pomaga polskiemu interesowi.
Tu pora na przedstawienie trzeciego aspektu – prawnego. W jego ocenie zgadza się większość specjalistów.
Po pierwsze – na mocy powojennych porozumień Polsce miało przypaść około 15 procent z ogólnej puli reparacji, przekazanych ZSRS, czyli około półtora miliarda dolarów (około 20 miliardów dolarów według dzisiejszej wartości).
Po drugie – za sprawą sowieckiej manipulacji Polska nie zobaczyła niemal nic z tej sumy.
Po trzecie – w roku 1953 zrzekła się pozostałych reparacji i – wbrew powtarzanym co jakiś czas stwierdzeniom – ślady po tej decyzji są w archiwach.
Po czwarte – III RP jest spadkobiercą prawnym PRL, co sprawia, że jesteśmy zmuszeni dotrzymywać podjętych nawet w latach 50. zobowiązań.
Po piąte – na początku lat 90., w momencie jednoczenia się Niemiec, Helmut Kohl w rozmowach z polskim rządem uzależniał niepodnoszenie kwestii zachodniej granicy Polski od nieporuszania przez nasz kraj sprawy reparacji.
Po szóste – nie istnieje żadna międzynarodowa instancja, która mogłaby orzekać w ewentualnym sporze pomiędzy Polską a RFN w sprawie reparacji. Pozostaje nam jedynie droga bilateralna.
Z powyższego jasno wynika, że reparacje sensu stricto to polityczny fantom. Na ich wyegzekwowanie od Niemiec nie ma dzisiaj żadnych szans, a koncentrowanie uwagi właśnie na nich jest wręcz kontrproduktywne.
Zarówno część ekspertów, jak i niektórzy publicyści, proponują inną drogę. Przyjmując, że z etycznego punktu widzenia sprawa pomiędzy Polską a Niemcami nie została załatwiona, zaś polskie szkody nie zostały wynagrodzone, rozumiejąc zarazem, że Niemcy nie mogą tworzyć prawnego precedensu – powstają koncepcje skłonienia naszego zachodniego sąsiada, aby usiadł do stołu i zaproponował rozwiązanie, które usatysfakcjonuje nas choćby częściowo, a zarazem będzie do zaakceptowania dla Berlina. W szczegółach koncepcje są różne. Pojawiają się propozycje, aby Niemcy wspomogły finansowo wciąż jeszcze żyjących robotników przymusowych (to już ostatnie chwile), więźniów obozów albo ich potomków. Jest też mowa o sfinansowaniu konkretnych przedsięwzięć, zmierzających do odtworzenia kultury materialnej sprzed 1939 roku. Tu wspomina się na przykład o sfinansowaniu akcji wykupu z rąk prywatnych dzieł sztuki, zagrabionych przez okupanta, lub o wyłożeniu pieniędzy na odbudowę wciąż nie odtworzonych gmachów. Sam w jednym ze swoich tekstów zaproponowałem, aby na początek rozmów na ten temat z Berlinem zaproponować sfinansowanie odbudowy Pałacu Saskiego, którą zapowiedział 11 listopada 2018 roku prezydent Andrzej Duda.
Niestety – za deklaracją prezydenta nie poszły żadne konkrety, zaś wspomniane eksperckie koncepcje i propozycje nie wywołują najmniejszego zainteresowania rządzących. Można zatem założyć, że sprawa pozostanie w najbliższym czasie jedynie tematem, mającym od czasu do czasu mobilizować twardy elektorat PiS
*Artykuł powstał w ramach realizacji zadania publicznego “Polska-Niemcy partnerstwo dla rozwoju”. Zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie “Współpraca w dziedzinie dyplomacji publicznej 2019”. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych.