Nowe podziały w ukraińskiej polityce
Maciej Piotrowski
Wybory prezydenckie 2019 roku na Ukrainie pokazują, że mamy do czynienia ze znacznym przeformułowaniem sceny politycznej tego kraju. Jednak w jakim kierunku? I czy podział ten może ukształtować ukraińską rzeczywistość na dłużej?

Na Ukrainie od początku nowego stulecia do 2014 roku istniała wyraźna oś sporu między dwoma obozami, które w 2004 roku wybrały sobie na oznaczenie kolory niebieski i pomarańczowy. Obie strony w diametralnie różny sposób odpowiadały na pytania dotyczące polityki językowej, historycznej, wektorów współpracy międzynarodowej. Rewolucja Godności ten podział unieważniła: nastąpiły po niej zmiany świadomościowe (jak potężny spadek sympatii do Rosji wśród obywateli Ukrainy) i demograficzne (w wyniku agresji rosyjskiej i odcięcia okupowanych terytoriów, elektorat struktur post-janukowyczowskich znacząco się zmniejszył). Dawni „pomarańczowi” zostali więc sami ze sobą.
Wybory 2019 roku postawiły ich przed istotnym wyzwaniem: jak wyróżnić się przed wyborcami w sytuacji, gdy wśród elit panuje stosunkowy konsenus odnośnie kwestii, które dotąd wyznaczały przynależność do jednego lub drugiego bloku politycznego. Jak przecież widzimy, politycy liczący się w aktualnym wyścigu o prezydenturę, unisono deklarują kurs polityczny na Zachód i dążenie do rozwoju ekonomicznego w oparciu o współpracę na tym kierunku (różniąc się rozumieniem szczegółów przebiegu takiego procesu), konieczność walki z korupcją czy też wzmacniania ukraińskiej armii.
Nie ma więc wyraźnej osi sporu w kluczowych kwestiach. Można natomiast zauważyć zdecydowane różnice w ich priorytetyzacji i akcentowaniu. Poroszenko skupił się bowiem na sferze bezpieczeństwa (armia), tożsamości (język i wiara) i wyborów geopolitycznych (kurs na UE i NATO). Tymoszenko, jako priorytet, wybrała dla siebie aspekty socjalno-ekonomiczne (obniżenie cen na gaz, walka z zubożeniem społeczeństwa). Zelenski zaś postanowił kontestować obecną rzeczywistość i budować swoją tożsamość nie tyle na różnicach w treści, ale na odmiennym wizerunku i sposobie działania od dotychczasowych elit. Choć jego program jest enigmatyczny, więcej mówi o rozwoju gospodarki i innowacyjności, porządkowaniu prawa i wzmacniania uczestnictwa obywateli w jego kształtowaniu – zdecydowanie mniej o polityce zagranicznej i wojskowej.
Program Poroszenki jest więc skierowany do elektoratu, który wydaje się w większym stopniu akceptować trudności ekonomiczne jako cenę za wzmacnianie niezależności i podmiotowości wobec Rosji. Natomiast program jego dwojga głównych konkurentów wydaje się oddziaływać na ludzi, którzy odbierają problemy wojny jako mniej priorytetowe, a chcieliby się skupić na rozwiązaniu problemów finansowych i poprawieniu sytuacji ekonomicznej, w tym własnej (U Tymoszenko rozwiązania są bardziej socjalne, u Zelenskiego rozwojowe).
Czy możliwe jest, by taki podział na długo ukształtował ukraińską scenę polityczną?
Na pewno nie ze względu na personalia – gdyż Tymoszenko i Poroszenko raczej zmierzają do końca swojej kariery, a Zelenski ma na tyle niepewną pozycję, że trudno powiedzieć, gdzie znajdzie się za pół roku. Natomiast z Ukraińcami na długo zostanie problem konfliktu z Rosją: nie ma większych perspektyw, by został on rozstrzygnięty w najbliższym czasie. I do niego wyborcy będą musieli się ustosunkowywać: i dziś i przy kolejnych wyborach. Pozwala to przypuszczać, że właśnie ten spór: bezpieczeństwo czy udogodnienia ekonomiczno-socjalne może na długo wyznaczać kurs w ukraińskiej polityce.