Instytut Wolności |Bezpieczna Przyszłość dla Polski |Jak Polacy patrzą na wschód? - Meandry polskiej polityki wschodniej   - Instytut Wolności

Jak Polacy patrzą na wschód? – Meandry polskiej polityki wschodniej  

Maciej Piotrowski

Pojęcie „szkoły”, „polityki” czy „idei” Jerzego Giedroycia pojawia się w polskich dyskusjach o polityce wschodniej bardzo często. Zbyt rzadko jednak dyskutanci potrafią odpowiedzieć na pytanie, co dokładnie należy pod tym pojęciem rozumieć. Koncepcje promowane przez tego polskiego działacza emigracyjnego z czasów PRL, twórcy wychodzącego w Paryżu czasopisma „Kultura” stały się kamieniem węgielnym nowej polityki zagranicznej III Rzeczpospolitej – a później obiektem ważnych dyskusji, refleksji i konfliktów. W ostatnich latach ukazało się też kilka istotnych publikacji omawiających ją i jej skutki, a także zachęcających do jej przemyślenia.

 

Kowal: polityka wschodnia jako wzmocnienie bezpieczeństwa Polski

Polityk i badacz Paweł Kowal w wydanej w 2019 roku rozprawie „Testament Prometeusza” stara się dokładnie skodyfikować doktrynę Giedroycia – chyba najszczegółowiej z dotychczasowych prób.  Księga, którą ze względu na objętość i wyczerpujące podejście można by określić „biblią Giedroycizmu”, opowiada o tym, jak idee emigracyjnych intelektualistów i wyrzuconych na margines opozycjonistów stają się praktyką: obowiązującą linią rządu dużego państwa, który dopiero co wyzwolił się spod kurateli imperium i zaczyna prowadzić aktywną politykę na własnym podwórku. Tak właśnie stało się z koncepcją polskiej polityki wschodniej a la Giedroyć, która w ciągu pierwszych lat po upadku komunizmu stała się niemal dogmatem dla polskich polityków.

Według Kowala idea Giedroycia to – w najkrótszych słowach – „sposób na wzmocnienie bezpieczeństwa Polski na Wschodzie”. Kluczowe dla niej pozostaje twierdzenie, że „obszar między wschodnią granicą Polski a Rosją to historyczna przestrzeń konkurencji o wpływy i dominację w regionie, a potem o pozycję położonych tam krajów, ich ustrój, poddanie się lub nie rosyjskiemu imperializmowi. Jak zauważa autor, „doktryna Giedroycia odnosi się zatem przede wszystkim do relacji polsko-rosyjskich i wiąże niepodległość oraz prawo do samostanowienia takich państw jak Ukraina, Białoruś i Litwa z niepodległością i bezpieczeństwem Polski”.

Kowal symbolicznie nadaje takiej koncepcji polityki wschodniej imię Giedroycia, jednak stara się przy tym pokazać, że w gruncie rzeczy miała ona wielu ojców. Autor podkreśla przede wszystkim znaczący wpływ polityki Jana Pawła II (m.in. akcentowanie przestrzegania praw człowieka i związane z tym popieranie ruchów sprzeciwiających się reżimom totalitarnym; częste przywoływanie symboliki jagiellońskiej). Zwraca też uwagę, że na kształtowanie polskiej polityki wschodniej oddziaływała geopolityczna wizja relacji w Europie Środkowej i Wschodniej promowana w latach 80. XX wieku przez Stany Zjednoczone. Kowal pokazuje również, iż „doktryna Giedroycia” nawiązywała do polskiej myśli politycznej sprzed lat: pomysłów federacyjnych Piłsudskiego i tradycji prometejskich II Rzeczpospolitej – jednak nie była z nimi tożsama.

Kluczową różnicą wobec polityk wschodnich państw starej Europy jest tu wybór kraju, na który kładzie się największy akcent. Dla Europy Zachodniej tę politykę w skrócie określa się w Polsce jako „Russia first”. Z doktryny Giedroycia wynika natomiast, że to tzw. kraje ULB (Ukraina, Litwa, Białoruś) powinny być centrum zainteresowania polskiej polityki wschodniej, a wspieranie ich powstania, a później stabilności i demokracji – kluczowym zadaniem.

Kowal podkreśla kwestię kluczową w doktrynie Giedroycia – pożądany kształt Europy Środkowo-Wschodniej miał być rezultatem aktywnej polityki, a nie oczekiwania na rezultaty. Stara się też walczyć z mitem romantyzmu tej idei, stwierdzając, że „w idealistycznym kostiumie, częściowo historycznym, kryje się bardzo realna wizja polityki oparta na jasnych przesłankach”.

 

Lata 90.: polityka wschodnia w mainstreamie

Kowal w swojej książce pokazuje, jak ta koncepcja polskiej polityki wschodniej się wykuwała, ale urywa swoją narrację 1 grudnia 1991, w momencie błyskawicznego uznania niepodległości Ukrainy przez Polskę – co uczyniliśmy jako pierwszy kraj na świecie. Na tym autor narrację urywa – niejako pokazując, że dzieło się dokonało. Warto jednak spojrzeć na to, jak później doktryna Giedroycia przeżywała swoje wzloty, by w ostatnich latach wpaść w turbulencje.

W latach 90. i pierwszej dekadzie XXI wieku polska elita tymi założeniami wyraźnie się kierowała, wspierając ukraińską niepodległość, próbując działać na rzecz demokratyzacji Białorusi, idąc ramię w ramię z krajami bałtyckimi do UE i NATO. Doktrynę realizowano niezależnie od ekipy – robił to pierwszy minister spraw zagranicznych RP Krzysztof Skubiszewski, który mimo początkowych oporów był realizatorem polityki dwutorowości w relacjach ze Związkiem Sowieckim, przez ekipy post-komunistyczne, czego najlepszym symbolem jest istotne zaangażowanie Aleksandra Kwaśniewskiego w pokojowe rozwiązanie kryzysu podczas Pomarańczowej Rewolucji na Ukrainie, aż po wschodnie zaangażowanie Lecha Kaczyńskiego, z jego symbolicznym wyjazdem do ogarniętej wojną Gruzji.

Przewartościowanie doktryny Giedroycia przyszło natomiast na przełomie dekad XXI wieku – i koncepcję tę, traktowaną dotąd niemal jako gmach nie do ruszenia, jedni chcieli burzyć, inni podkopywali, a inni zarządzili jego remont, by nadawała się do współczesnego użytku.

Ważna zmiana w polskiej polityce wschodniej była związana z potężniejszym procesem, lecz tym razem oddolnym – antyelitarnym ruchem w społeczeństwie, który pomógł dojść do władzy Prawu i Sprawiedliwości i wprowadził do parlamentu ugrupowanie Kukiz’15. W tej drugiej, nowo utworzonej formacji, ale i w alternatywnych kręgach wokół tej pierwszej, zaczęło się kształtować nowe podejście do filarów polskiej polityki wewnętrznej i zagranicznej.

Wszystko, co kojarzyło się z mainstreamem i było przezeń promowane – wydawało się podejrzane i warte krytycznego spojrzenia. Doktryna Giedroycia trafiła więc pod ostrzał – rozumiana jako wspieranie niewdzięcznych Ukraińców, którzy na polską pomoc reagują gloryfikacją nacjonalistów mordujących Polaków.

Natomiast to, o czym zgodnie z zasadami politycznej poprawności nie chciano głośno mówić uznano za warte wysunięcia na pierwszy plan. Tak się stało z tematem zbrodni wołyńskiej – antypolskiej akcji Ukraińskiej Powstańczej Armii w 1943-44 roku, w której zginęło do 100 tys. Polaków. Bardzo ostrożne traktowanie tego tematu przez oficjalne struktury było rozumiane przez nowe nurty na prawicy jako cenzura, marginalizacja czy też składanie prawdy historycznej na ołtarzu dobrych stosunków z Ukrainą. Do tego doszło podejście chłopskiej partii PSL, której elektorat nie był zadowolony z utraty rynku rosyjskiego dla płodów rolnych i składał się też częściowo ze środowisk kresowych – historycznie związanych z ofiarami zbrodni wołyńskiej.

Tak więc wśród części ówczesnej prawicy dokonywał się pewien zwrot w polityce wschodniej – i najlepszym przykładem jego efektów jest uchwalenie w 2017 roku przez Sejm zmian do ustawy o IPN. Do „zbrodni nazistowskich” i „komunistycznych”, jako szczególnie istotnych, dopisano tam „zbrodnie ukraińskich nacjonalistów i członków ukraińskich formacji kolaborujących z Trzecią Rzeszą Niemiecką”. Była to inicjatywa Kukiz’15, ale poparta przez rządzące Prawo i Sprawiedliwość, które bało się w tej i podobnych sytuacjach, że utraci elektorat na swojej prawej flance na rzecz tej pierwszej partii. Wielu ekspertów przypomina jednak, że PiS po 2015 w swej polityce, obok ostrych deklaracji, utwierdzał sektorową politykę współpracy z Ukrainą: szczególnie w dziedzinie obronności, doradztwie w reformach, a także w dyplomacji, szczególnie na arenie międzynarodowej.

W krytyce doktryny Giedroycia było wiele z niezrozumienia tych koncepcji, choć podobną ignorancją charakteryzowali się też jej wierni obrońcy. Analityk Ośrodka Studiów Wschodnich Tadeusz Olszański zauważył, że obóz przeciwny koncepcjom Giedroycia uważał, że opierają się one na wspieraniu Ukrainy, nawet jeśli nie jest to w interesie Polski. Natomiast obóz z drugiego skraju myśli politycznej – zwany przez przeciwników ukrainofilami – jako dogmat traktować miał hasło „Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy”  będąc pewnym, że Polska utraci niepodległość w wypadku problemów państwa ukraińskiego. W związku z tym – jak uważa Olszański – twierdzili oni, że „w sporach polsko-ukraińskich Ukraina ma rację a priori”. Określić ich można pewnego rodzaju Ukraine verstehen. Można też zauważyć, że skrzywienie to czasem wynika z pewnego rodzaju krzywdzącego paternalizmu – twierdzącego, że Ukraińcy są „młodym narodem”, który popełnia błędy, nie potrafi zrozumieć swoich zachowań, musi się „wyszaleć” w procesie budowania narodu, a Polacy powinni jako „starszy brat” patrzeć na te kroki z wyrozumieniem i wspierać ich w dołączeniu do grupy narodów „dojrzałych”.

 

Żurawski vel Grajewski: Reset Sikorskiego odejściem od tradycji

Jednak niektórzy uważają, że odwrót od myśli Giedroycia dokonał się wcześniej. Przemysław Żurawski vel Grajewski w kompendium „Polska polityka wschodnia 1989-2015. Wymiar narodowy i unijny” twierdzi, że już 2007 rok był momentem „strategicznego zwrotu w polityce polskiej wobec Moskwy”, kiedy to Polacy mieli porzucić strategię powstrzymywania lub wypychania wpływów Rosji z krajów buforowych i przejść „ku wzorowanej na niemieckiej doktrynie <<zbliżenia poprzez powiązanie>>”. Politykę późniejszego „resetu” w kontaktach z Rosją prawicowy analityk krytykuje, uznając, że obniżyła ona prestiż Polski wśród „wschodnich sąsiadów” (chodzi tu, jak można mniemać, o kraje bałtyckie i Ukrainę). Żurawski pisze również, że w czasach kierowania ministerstwem spraw zagranicznych przez Radosława Sikorskiego doszło do osłabienia relacji z Ukrainą i odchodzenia od wspierania krajów zagrożonych rosyjską agresję. Pozycja ta miała skutkować, zgodnie z tym co pisze Żurawski, polityką “praktycznej bierności” i “marginalizacji” Polski podczas wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Sam Sikorski wyraźnie temu oponuje i uważa, że wdrażał doktrynę Giedroycia jeszcze lepiej niż zakładał to jej twórca. Twierdzi bowiem, że była ona realizowana „na europejskim turbodoładowaniu” – czyli było to wspieranie graniczących z Rosją państw buforowych z wykorzystaniem zasobów UE, poprzez przekazywanie im zachodnich standardów. W swoich wspomnieniach wydanych w 2018 roku „Polska może być lepsza” Sikorski pierwszy rozdział poświęca właśnie polityce wschodniej. Pisze tam nawet – i to w trybie dokonanym – że doktrynę Giedroycia zrealizował. Na swoją korzyść przywołuje sukcesy realizacji projektu Partnerstwa Wschodniego – przekazanie środków na modernizację krajów Europy Wschodniej, przybliżenie zniesienia wiz do UE. Przypomina też, że Ukraina była krajem, którą za swojej kadencji ministra spraw zagranicznych odwiedzał najczęściej.

 

Konończuk: nowe czasy niosą nowe wyzwania

 Śmierć „doktryny Giedroycia” ogłaszano więc już nieraz, ale tak samo często pisano o jej aktualności. Co więc teraz – czy ostatecznie odchodzi ona do lamusa? Bardzo ważną debatę o potrzebie nowej doktryny dla polskiej polityki wschodniej – post-Giedroyciowskiej – rozpoczął na łamach „Nowej Europy Wschodniej” szef działu Ukrainy i Białorusi  Ośrodka Studiów Wschodnich Wojciech Konończuk, a wtórowali mu m.in. eksperci Łukasz Jasina i Tadeusz Olszański.

Wg nich, doktryna Giedroycia w pewnej mierze już się wypełniła i odniosła sukces: Ukraina jest niezależna, Białoruś jest wprawdzie w strefie wpływów Rosji, ale dzięki biurokracji zbudowała podstawy państwowości, Litwa weszła do Unii Europejskiej. Polacy natomiast, zgodnie z życzeniami Giedroycia i Mieroszewskiego, wyrzekli się ziem na Wschodzie i nie mają pretensji do Wilna, Grodna i Lwowa.

Sam Konończuk widzi „realizację fundamentalnego celu polskiej polityki wschodniej” w tym, że po 2014 Ukraina odcięła się od wpływów Rosji, państwo uzyskało podmiotowość, a wybór zachodniego wektora został poparty przez elity i większość społeczeństwa. Analityk pisze, że po Majdanie należy mówić o „nowej Ukrainie”, która wpisuje się w koncept wymarzony przez Giedroycia. Paradoksalnym nieco skutkiem upodmiotowienia się Ukrainy ma być kryzys, który zapanował w jej stosunkach z Polską. Kijów jest bowiem asertywny nie tylko wobec agresora ze Wschodu, ale również odczuwa swoją niezależność wobec sojusznika z Zachodu, co można odczuć w nieustępliwości Ukraińców np. w polityce historycznej. Nowe czasy przyniosły więc nowe trudności.

Konończuk, podpisując się obiema rękami pod doktryną Giedroycia, wyraźnie natomiast zaprzecza hasłu „Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy” – argumentując, że bezpieczeństwo Polski w wypadku utraty niezależności przez Ukrainę znacząco osłabłoby, jednak fundamentem polskiej stabilności jest przynależność do NATO, a nie istnienie państwa nad Dnieprem. Po drugie, ekspert odrzuca tezę o tym, że sukcesy Polski na Wschodzie są kluczowe dla jej pozycji na Zachodzie. Wg Konończuka mogą one wzmacniać Polskę na arenie międzynarodowej, ale decydujące są tu jednak relacje z USA, UE i siła polskiej gospodarki. Na tekst Konończuka zareagowało wielu oponentów. Argumentowali, że do wypełnienia się doktryny Giedroycia nadal jest daleko – Ukraina wcale jeszcze nie dołączyła do Zachodu, jest niestabilna, biedna i tuż-tuż może obrócić się w stronę Rosji. Natalia Bryżko-Zapór zauważyła, że Rosja jest agresywna, mocarstwowa i ekspansywna jak nigdy w XXI wieku – co ma być świadectwem na potrzebę dalszych działań zgodnie z myślą Giedroycia.

Jak rozwiązywać trudności stojące przez polską polityką wschodnią? Żaden z powyżej opisanych obozów nie ma jeszcze gotowych, całościowych koncepcji. Tadeusz Olszański twierdzi, że nowa polska polityka wobec Ukrainy powinna zakładać przede wszystkim „dobre sąsiedztwo” czyli wspólną pracę nad tworzeniem materialnej infrastruktury i kulturalnej łączności. Konończuk pisze o konieczności wzięcia większej odpowiedzialności za te relacje przez Ukrainę, a także zwraca uwagę ukraińskim elitom na wyraźne korzyści z dobrych relacji z Polską: w gospodarce, gdzie transfery finansowe migrantów pracujących w Polsce wspierają ukraińską gospodarkę stanowiąc 3,5% PKB, czy to, że Polacy są jednym z niewielu społeczeństw przekonanych o europejskości Ukraińców.

Z częścią tych recept zgadzają się przedstawiciele drugiego obozu –m.in. jeśli chodzi o wyrzeczenie się paternalizmu wobec Ukrainy czy też neutralizację wpływu tematów historycznych na aktualną politykę. Bryżko-Zapór idzie jednak dalej, uważając, że „giedroyciowski pragmatyzm (…) nakazywałby odłożyć spór historyczny na lepsze (czytaj: bezpieczniejsze) czasy”. Uogólniając, wychodzą z założenia, że niepodległość Ukrainy jest nadal krucha i polska asertywność wobec Ukraińców może zaszkodzić obu państwom.

 

Czy rozumiemy jeszcze Ukrainę?

Dyskusje, które przetoczyły się w 2017 i 2018 roku były niezwykle ciekawe, ale inny problem polskiej polityki wschodniej można było zaobserwować w 2019 roku – po niespodziewanych decyzjach Ukraińców na wyborach prezydenckich i parlamentarnych.

Otóż Polska zawsze słynęła ze świetnych analityków od Wschodu i wielu z nich do dziś łapie w lot, o co chodzi w aktualnych społecznych i politycznych przemianach na Ukrainie. Jednak część ekspertów jest zagubiona. Niektórzy z nich pozostali w schematach myślenia ad 2004. I myślą, że skoro nowy prezydent Ukrainy pokonał „pomarańczowego”, proeuropejskiego i „reformistycznego” Poroszenkę i uzyskał spore wsparcie na wschodzie kraju – to musi on być „niebieski” czyli prorosyjski, rewanżystowski i zachowawczy. Widzą nadal dwa równoważne obozy – jeden kierujący Ukrainę na wschód, drugi na zachód i to wg nich jest nadal jedyna linia podziału w tym kraju. Badacze ci nie do końca reagują na nowe trendy i nie rozumieją zmian zachodzących tam. A pamiętajmy, że do ponownego wdrożenia starych doktryn czy to tworzenia nowych koncepcji potrzeba jednego: dobrego zrozumienia realnie panującej sytuacji.

 

*Artykuł powstał w ramach realizacji zadania publicznego “Polska-Niemcy partnerstwo dla rozwoju”.  Zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie “Współpraca w dziedzinie dyplomacji publicznej 2019”.  Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

 

Maciej Piotrowski

Ekspert ds. Ukrainy i Europy Wschodniej

Wpisz swój adres email

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celu przesyłania informacji o aktualnościach, projektach oraz innych informacji o charakterze marketingowym lub edukacyjnym, na zasadach określonych Polityką Prywatności.

 

Newsletter

Zapisz się do newslettera, by otrzymywać najważniejsze wiadomości od Instytutu Wolności

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celu przesyłania informacji o aktualnościach, projektach oraz innych informacji o charakterze marketingowym lub edukacyjnym, na zasadach określonych Polityką Prywatności.

 

Newsletter

If you wish to sign up for a newsletter, please provide your details

I hereby agree for processing my personal data in order to send information about news, projects and other marketing or educational information, on the terms set out in the Privacy Policy.

 

I hereby agree for processing my personal data in order to send information about news, projects and other marketing or educational information, on the terms set out in the Privacy Policy.

 

Ich erkläre mein Einverständnis zur Verarbeitung meiner persönlichen Daten zum Zweck der Benachrichtigung über aktuelle Dinge,Projekte sowie andere Informationen mit Marketing- oder Bildungscharakter gemäß den Grundsätzen der Datenschutzerklärung.